Liczba stron: 296 |
OPIS
Geny to za mało, by mówić, że jest się ojcem. Prawdziwe rodzicielstwo zaczyna się w sercu.
Wychowanie dziecka to wyzwanie, na które nie wszyscy są gotowi. Amerykanin Robert Klose potrafi mu sprostać.
Od kilku lat opiekuje się pochodzącym z Rosji Aloszą, a kiedy chłopak dorasta, Robert postanawia adoptować jeszcze jednego syna. Tym razem chce przyjąć pod swój dach dziecko z Ukrainy.
Po dokonaniu formalności, niekiedy graniczących z absurdem, Robert wyrusza w podróż. Na miejscu sytuacja przybiera jednak nieoczekiwany obrót i Klose musi stawić czoła biurokratycznej machinie. W trakcie tych zmagań nawiązuje głęboką więź z Antonem, chłopcem, któremu pragnie ofiarować szczęśliwy dom. Nie wie jeszcze, jak wiele przeszkód stanie na jego drodze i ile determinacji będzie musiał wykazać, by spełnić to marzenie…
„Jak adoptowałem Antona” to poruszająca, pełna humoru opowieść z życia autora. Historia, która rozgrywa się w cieniu ataków z 11 września, pokazuje świat bez ubarwień, a jednocześnie niesie nadzieję obecnym i przyszłym rodzicom – nie tylko adopcyjnym.
Między innymi również można się dowiedzieć jak kosztowne jest to wszystko, ale także jak dużo mogą pomóc przyjacielskie wsparcie. Lecz to dopiero początek tej zawiłej drogi. Wszystko się zacznie jak Anton wkroczy świat dotąd mu nieznany.
Warto wspomnieć, że opieka nad dziećmi jest bardzo trudna. Sama mam prawie dwulatka i wiem o czym piszę. Tym bardziej mam ogromny szacunek, a przede wszystkim wielki podziw dla samotnego ojca, który miał w sobie tyle miłości i spokoju, aby wychować nie jednego, a dwóch synów. Sam także wspomina w tej lekturze, że każde dziecko jest inne. I dziękuję każdemu kto pomógł w tym wszystkim, aby Anton się za klimatyzował i powoli zrozumiał, że nigdy już nie straci rodzica.
Kiedy chłopcy się spotkali, natychmiast przypadli sobie do gustu. Marcin wysypał na podłogę górę klocków Lego i we dwóch zaczęli się nimi bawić. Co ciekawe, rozmawiali ze sobą z ożywieniem. Marcin mówił po polsku, Anton po rosyjsku, a mimo to wydawało się, że dobrze się rozumieją. Chociaż zarówno polski, jak i rosyjski są językami słowiańskimi, nie są one wzajemnie zrozumiałe z wyjątkiem ograniczonej liczby słów. To skłoniło Marcina do komentarza: – Anton, twój polski jest słaby. Na to Anton odpowiedział: – Nie, to twój rosyjski jest zły.
To wszystko sprawia, że łezka w oku się kręci. Jest to niezwykle wzruszająca książka. Samo czytanie jej jest bardzo płynne, ponieważ nie ma w niej trudnego słownictwa, ale także, bo nie jest to grube tomiszcze. Na tych niecałych trzystu stronach jest zawarte wszystko. Od trudności, przyjaźni, determinacji, ale także miłości, spokoju i waleczności. Jest to pamiętnik pisany przez ojca dla wszystkich tych, którzy nie wierzą, iż samotny ojciec również może być świetnym rodzicem. Tak ja to widzę, a jak wy ją zinterpretujecie ? Tego chętnie się od was dowiem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Drogi gościu bardzo dziękuje za wyrażenie swojej opinii.
PAMIĘTAJ.!.
Każdy komentarz motywuje mnie do dalszego pisania.!.